Kim jest „twardy” endek?
Kontynuując nasze rozważania o Narodowej Demokracji warto się zastanowić, jaki tak naprawdę powinien być zwolennik tej formacji. Wspominaliśmy już o stereotypach, jakie krążyły. Dzisiaj warto sięgnąć do źródeł, a mity odłożyć na bok. Jednym z „twardych endeków”, jak sam siebie nazywał, był Albin Tybulewicz, nieżyjący już emigracyjny działacz endecki, kurier do Polski w latach reżimu komunistycznego, przyjaciel Wiesława Chrzanowskiego, współpracownik Ruchu Młodej Polski. Publikujemy fragmenty wywiadu-rzeki z Tybulewiczem, jaki przygotowujemy w naszym wydawnictwie.
Już przed wojną wiedziałem o organizacjach narodowych. Zresztą w Łucku działało Stronnictwo Narodowe i ONR, choć narodowi radykałowie nie stanowili większej siły. Znacznie bardziej wpływowe były różnego rodzaju organizacje społeczne, kościelne, kupieckie i rzemieślnicze, związane z szeroko rozumianym obozem narodowym. Obóz narodowy traktowano szerzej niż tylko stronnictwo — partię — to był ruch, składający się z wielu segmentów, sięgający do różnych dziedzin życia, od szkolnictwa, oświaty, gospodarki, po rywalizację o wpływy polityczne, a to zapewniało sprawne i efektywnie działające stronnictwo polityczne. Już w czasie wojny sięgnąłem po raz pierwszy, choć nie ostatni, do „Myśli Nowoczesnego Polaka” Romana Dmowskiego. Oczywiście, można powiedzieć truizm, że to „biblia” narodowców, najważniejsza książka formacyjna etc. W istocie tak właśnie jest. To wielki manifest nowoczesnego patriotyzmu, sztuki myślenia o wspólnocie narodowej, powinnościach, obowiązkach obywatelskich, to traktat o naszych narodowych wadach, ułomnościach, to wreszcie drogowskaz pokazujący, jak myśleć o Ojczyźnie. Wiem, że poglądy Dmowskiego dziś nie są modne. Ale czy kiedyś były? Narodowcy zawsze byli trędowatymi. Oskarżano ich zawsze o antysemityzm, faszyzm, szowinizm. Wszystkich wrzucano do jednego worka. Zarówno zradykalizowanych, młodych działaczy, nierzadko rzeczywiście ulegających retoryce antysemickiej, z mądrymi, roztropnymi profesorami (np. Romanem Rybarskim, Władysławem Grabskim, Władysławem Konopczyńskim), którzy tworzyli trzon polskiej elity, polskiej inteligencji, która nie jest przecież ani lewicowa, ani prawicowa.
Jestem Polakiem — więc mam obowiązki polskie: są one tym większe i tym silniej się do nich poczuwam, im wyższy przedstawiam typ człowieka — te słowa Romana Dmowskiego są ponadczasowe, uniwersalne. Tak odczuwam, tak myślę. Jestem „twardym endekiem”. Interes narodowy, wspólnotowy traktowałem zawsze ponad interesem moim, osobistym. Tu chodzi o najwyższą wartość — o naród, o dobro wspólne wszystkich obywateli, nie tylko „etnicznych” Polaków. Naród to przede wszystkim wspólnota kulturowa, to historia, tradycja, to — jak pisał Dmowski — wspólnota przeszłych, teraźniejszych i przyszłych pokoleń. Nie chodzi tutaj o jakąś megalomanię, egzaltację, ale o przyjmowanie historycznego dziedzictwa takim jakim ono jest, bez upiększeń. Wstydzić się tego, co podłe, być dumnym z tego, co wielkie, heroiczne, piękne.
Najnowsze komentarze