Kim Dzong Il kontra Kaczyński

Śmierć Kim Dzong Ila wzmogła zainteresowanie Koreą Północną. Rozmnożyły się bardziej i mniej banalne komentarze, rozrosły szeregi znawców tematu… Postanowiliśmy i my do nich dołączyć, gdy zauważyliśmy, że przeważają opinie, z których przebija mieszanina zdziwienia spowodowanego histerią, jaka ponoć wybuchła w Korei Północnej, a którą pokazują obficie nasze media, nienawiści do satrapy, który morduje tamten naród, wreszcie zadowolenia z sytuacji, w której znajdują się – ich zdaniem – piszący, mogący powiedzieć: u nas tak nie jest, u nas tak nie mogłoby być!

Czy rzeczywiście? To prawda, że władza oligarchii północnokoreańskiej nad upodlonym narodem jest absolutna. Właściwie wszyscy o tym wiedzą i nikt z tym nic nie robi…, co wydaje się wskazywać, że mamy do czynienia z jakimś eksperymentem, którego celem jest ostateczne podważenie tezy o istnieniu człowieczeństwa rozumianego tu jako niezmienna istota człowieka, czyli to, co w człowieku – obojętne: czarnym, żółtym czy białym, starym czy młodym, Europejczyku czy Azjacie nie podlega zmianom – zawsze jest takie samo. Wrócimy do tego, bo to bardzo interesujący problem filozoficzny.

Póki co jednak zajmiemy się sprawami prostszymi i dlatego – być może – pochłaniającymi uwagę komentatorów. Możliwe, że i piszącego te słowa zdziwiłaby i wprawiła w zadumę zbiorowa histeria „ludu północnokoreańskiego”, gdyby nie dwa skromne wydarzenia, których był świadkiem, nieomal uczestnikiem. W 2005 roku podczas zakupów w jednym ze sklepów na warszawskim Targówku zwróciła moją uwagę zadbana, choć leciwa dama, przeszukująca nerwowo stojak z czasopismami. Ponieważ i ja czegoś tam szukałem, musiało dojść do zawarcia znajomości. – Nie widział pan „Polityki”? – zapytała dama. – Nie – odparłem, ale pytanie zostało zadane takim tonem, że poczułem się zmuszony do kontynuowania rozmowy: – A co się stało? – phentermine zapytałem. – Jak to co? – odparła. – Jest tam tekst o naszej Magdzie. Co teraz z nią będzie? Co oni jej zrobią? – w oczach starszej pani pojawiły się łzy, jedna nawet spłynęła po policzku. Sytuacja zaczęła mnie trochę niepokoić, a trochę śmieszyć, w pośpiechu wertowałem już nie stojak, ale pamięć w poszukiwaniu „naszej Magdy”. W końcu skapitulowałem: – Jaką Magdą? – Pytanie obnażyło kompletnie moją „inność”, ale przyjazny uśmiech na twarzy pozwolił utrzymać cienką nić porozumienia, jaka zawiązała się po tych kilku zdaniach między mną a moja interlokutorką. – Magdą Środą! – odpowiedziała. – Co z nią teraz… – kolejna łza spłynęła po policzku wypłukując puder wypełniający zmarszczki…

Dotarło do mnie w końcu, że damie chodzi o los minister Środy, która po wygranych wówczas przez PiS wyborach miała wkrótce stracić posadę. Moja rozmówczyni szczerze niepokoiła się o panią minister, o jej zdrowie i – że tak powiem – całość. W Korei Północnej monopol medialny jest równie totalny jak władza. U nas jedna „Polityka”, która niewątpliwie należy do głównego nurtu rodzimej propagandy, jest w stanie wywołać szloch u starszych dam, ale czy tylko „Polityka” i tylko u starszych pań?

Przed wyborami, które odbyły się w kończącym się właśnie roku, postanowiłem skonfrontować moje wyborcze preferencje ze znajomymi. Przyszło mi to tym łatwiej, że tym razem nie miałem swoich „ulubieńców” – od lat bowiem głosowałem na ugrupowanie, które nie zyskało sobie, choć pod zmienioną nazwą, przychylności PKW. Pytałem więc wprost, na kogo będą głosować, szukając jakiejś inspiracji. Najbardziej zaskoczyła mnie odpowiedź znajomego, który oznajmił bez ogródek, że na obecnie rządzących. Mając w pamięci hasło wyborcze Billa Clintona: „Po pierwsze gospodarka”… i znając przykry los mojego znajomego, nie mogłem opanować zdziwienia. – Jak to?! – wykrzyknąłem – przecież pod tymi rządami zbankrutowałeś! Podwyżka VAT-u, stóp procentowych, rat kredytu doprowadziła cię na skraj nędzy!… – To prawda, ale ja – odpowiadał spokojnie, choć nieco speszony moimi krzykami – nie mogę dopuścić, by PiS wrócił do władzy. – Ależ Benek – nie odpuszczałem – co ty piep…, TVN-u się naoglądałeś, pochankowało cię!? – krzyczałem. – Przecież dla „innych”, nie-mainstreamowych, PiS jest lepszy, może – chcąc nie chcąc, mimochodem, zmieniając ludzi i obejmując stolce – zdereguluje gospodarkę…, jest przynajmniej taka nadzieja… – Daj spokój – brzmiała odpowiedź – Kaczyński jest straszny!

Po kilku dniach opinię tę skonfrontowałem z osiemnastoletnią córką innego kolegi, która wybory bardzo przeżywała, bo miała głosować pierwszy raz. – Boję się Kaczyńskiego! – odpowiedziała nieśmiało, wolę Poncka. O gustach nie wypada deliberować, więc nie drążyłem, ale nad źródłem tego lęku wypadało się jednak zastanowić. Jasne było, że nikomu z moich znajomych nic Kaczyński nie zrobił, na pewno nic złego, ale…

Przypomniały mi się te zdarzenia, gdy na jednym z filmów dokumentalnych poświęconych życiu w raju na ziemi, czyli KRL-D, zobaczyłem ludzi plujących na portret prezydenta Busha i urągających całej administracji USA… Doprawdy, czy aż tak daleko jesteśmy różni od „ludu północnokoreańskiego”?

Skoro zaś jesteśmy „prawie” inni, to może przynajmniej „nasz przywódca” jest „zupełnie” inny?

Kilka miesięcy temu otworzono obwodnicę Wrocławia. Stało się to okazją do politycznej fety itd., ale moja uwagę zwróciło jedno zdanie premiera Tuska. Jak to mówią, „z obfitości serca usta…”. Premier zapowiedział, że przejazd tym odcinkiem autostrady będzie bezpłatny. Przynajmniej dopóty, dopóki on będzie rządził…

Na kolejnym filmie o Korei Północnej zwróciłem uwagę na scenę, w której Kim Dzong Il „obdarowywał” swych poddanych prezentami: dzieciom zabawki, dorosłym mieszkanie, lub – drobne upominki, wszystkim – darmową autostradę. Czy może zatem dziwić płacz po zgonie takiego „dobroczyńcy”? Dziwi tylko fakt, że prawie nikt nie jeździ po „darowanej” przez przywódcę autostradzie…, bo i gdzie tu jechać, skoro wszędzie jest „prawie” tak samo, tylko jeszcze gorzej…

Tadeusz Majcherek

No comments yet.

Leave a Reply

CommentLuv badge