Zabić czy nie zabić? Oto jest pytanie

Zapewne każdy z nas odpowie na tytułowe pytanie – nie zabijać!

Ale kiedy postawić to samo pytanie w stosunku do dziecka nienarodzonego – zmienia się wszystko, począwszy od języka (to nie jest zabijanie, tylko zabieg albo aborcja, albo przerwanie ciąży, albo planowa operacja ginekologiczna), a na filozofii kończąc (to nie jest człowiek tylko płód, zygota, zbiór komórek itd.).

Zabijanie dzieci nienarodzonych od zawsze było traktowane przez różne opcje polityczne instrumentalnie. Co najciekawsze, zazwyczaj mówi się o tym w kontekście przestrzegania prawa stanowionego. Co to znaczy, że prawo jest stanowione? Ni mniej, ni więcej, tylko to, że na przykład określona grupa osób umówiła się w danej sprawie, że jeśli ktoś komuś zabierze jakąś rzecz, to zostanie za to ukarany. Jeżeli ktoś kogoś zabije, to też zostanie za to ukarany. Ale tu zaczyna się problem, bo kogo miałby zabić, aby zostać za to ukaranym? Znamy już przypadek, że w III Rzeszy ustanowiono prawo, że Żydów można zabijać w majestacie prawa. Ustawy te zostały przegłosowane w sposób demokratyczny, przy poparciu narodu niemieckiego, więc można uznać, że holocaust Żydów był zgodny z prawem.

Sumienie – jakie to niemodne

Jak widać, nie zawsze przestrzeganie prawa stanowionego jest zgodne z innym prawem – ludzkim, moralnym, Bożym – niezależnie od nazwy i tak sprowadzi się do jednego – sumienia. Sprawa prof. Bogdana Chazana, który posłuchał głosu własnego sumienia i nie zabił dziecka w łonie matki, na nowo zaostrzyła kampanię lewicy, ideologii gender, feminizmu itp. Widząc w telewizji czy Internecie twarze demonstrantów wykrzywione złością, zastanawiam się, dlaczego oni tak nienawidzą tych małych dzieci, które jeszcze się nie urodziły, i które nic im nie zrobiły? Czy są dla nich jakimś zagrożeniem?

Coraz głośniej mówi się o tym, że lekarze wcale nie chcą zabijać dzieci nienarodzonych, ale się boją, że zostaną napiętnowani, tak jak prof. Chazan, przeciwko któremu wszczęto nawet śledztwo prokuratorskie z doniesienia SLD; albo że będą prześladowani przez pracodawcę, tak jak położna Agata Rejman z Rzeszowa, której kazano zapłacić 50tys. zadośćuczynienia za odmowę udziału w procedurach aborcyjnych. Może nawet dojść do absurdu, podobnego do tego w szpitalu we Wrocławiu, gdzie nienarodzone dziecko przeżyło własną aborcję, a mówiąc wprost przeżyło własną śmierć (mam nadzieję, że Pan Bóg zlituje się nad tym maleństwem i ześle na nie zapomnienie, aby w dorosłym życiu nic nie pamiętało z tych potwornych chwil, i że będzie szczęśliwe). Co wtedy zrobić z lekarzem? Ukarać go, bo źle wykonał swoją „pracę”? Czy może pochwalić, bo dziecko przeżyło?

Nie wolno jej płakać

Demonstracje nienawiści do dzieci nienarodzonych odbywają się pod szyldem obrony praw kobiety, pacjentki, prawa do swojego brzucha, propagowania „pełnego zakresu operacji ginekologicznych”. Kiedyś rozmawiałam z kobietą, która dokonała tzw. aborcji, i u której stwierdzono syndrom poaborcyjny. Kobieta ta całe życie bardzo żałowała swojego czynu, obliczała, ile lat miałaby teraz jej Dorotka, opowiadała o długiej terapii, jaką przeszła, aby żyć w miarę normalnie. Chociaż zrobiła to kilkadziesiąt lat temu, mówiła, że nic nie jest w stanie zagłuszyć jej bólu, że nie wolno jej było nawet zapłakać ani przeżyć żałoby po stracie dziecka,  bo przecież zrobiła to na własne życzenie, więc powinna być zadowolona i szczęśliwa. Ale nie była i nie będzie, a takich kobiet jest tysiące…

O syndromie poaborcyjnym nie mówi się w ogóle, nawet szeptem. Tymczasem psychologia zna to zjawisko bardzo dobrze. Wiadomo, że każda kobieta, nawet ta, która zabiła dziecko na własne życzenie, przeżywa poczucie straty i pustki. Naturalną reakcją po śmierci bliskiej osoby jest żal, żałoba, jednak jej nie wolno okazać smutku ani łez, bo przecież pozbyła się niechcianej ciąży. Jest samotna i nic tego nie zmieni.

Marta Sieciechowicz

No comments yet.

Leave a Reply

CommentLuv badge