Dajcie pieniędzy, ale dajcie zaraz!

Obyczaje polityczne, w tym kampanie wyborcze, nie kojarzą się nam zbyt dobrze. Niestety, już 100 lat temu mielibyśmy podobne odczucia. W 1911 roku odbywały się wybory do Sejmu galicyjskiego. Przedstawiamy kilka fragmentów autentycznych listów z epoki, które ilustrują, jakimi metodami zdobywano głosy wyborców. Sejm galicyjski, zwany Krajowym, istniał w latach 1861-1918. Do jego kompetencji należały sprawy wewnętrzne, m.in. oświata i kultura. Ustawy Sejmu wymagały akceptacji cesarza Austro-Węgier.

Józef Ptaś do Jana Gwalberta Pawlikowskiego
Mszana Dolna, d.25 IV 1911 r.

Kochany Prezesie!
Dziękuję uprzejmie za list i za dobre słowo. Co do sytuacji mojej, to starają się uczynić mi ją coraz trudniejszą. Gdyby wybory były w pierwszym lub drugim tygodniu po rozwiązaniu Izby, byłbym był wybrany trzema czwartymi albo czterema piątymi. Ludzie mieli o mnie coraz lepsze pojęcie i pamiętali o tym, jaki byłem dla nich. Pierwszy ogólny głos był: pójdziemy za Ptasiem — wśród księży, chłopów i żydów. Takie też relacje musieli złożyć, nolens volens, obaj starostowie i stąd owa opinia Hupków  i ludowców. Myślałem, że wobec tego dadzą mi wrogowie spokój i zechcą zabawić się w szlachetnych, skoro inaczej nie można. Ale tym ludziom zdaje się nie chodzi wcale o tę opinię. Chcą mnie bić i wybrali do tego wcale dobry sposób. Mnożą kandydatury i po prostu niektórym ludziom każą kandydować. Wczoraj np. dowiedziałem się w Nowym Targu, że kandyduje inspektor szkolny Lipecki, człowiek, któremu się nigdy nawet to nie zaśniło. Najwidoczniej kazano mu to z myślą, aby mu zabrać nauczycielstwo.
Tak skusili do kandydowania wójta z Zakopanego Curusia, gdy się dowiedzieli, że rada gminna tam uchwaliła jednomyślnie za mną stanąć. Na Czarnodunajeckie wysłali profesora z Bochni Kantora, rodem z Czarnego Dunajca. Wczoraj na wiecu w Czarnym Dunajcu był ogólny głos: Ptaś był dobrym posłem, pójdziemy za nim, ale i za Kantorem, aby wybrać obu swoich. Oczywiście zrobią to tak, że nie mogąc na dwóch głosować, będą mnie życzyć jak najlepiej, a dadzą swoje głosy Kantorowi, zwłaszcza że ten i inni głoszą im, że ja jestem pewny i ich głosów już nie potrzebuję.
Najżyczliwiej są mi usposobieni księża w Nowotarskim. Chcieli już puścić kantem ks. Rzeszódka, a pójść za mną ławą. Ale znowu przyszedł nacisk z góry, aby ks. Rzeszódko kandydował, a rezultat tego ten, że księża najserdeczniej ściskają mi rękę, ale powiadają, że jeśli ksiądz idzie, muszą iść przede wszystkim za nim.
Tej mendeweszce głupiej, Krotoskiemu, dyrektorowi gimnazjum w Nowym Targu kazali także kandydować i przyrzekli mu pieniądze. Jeździ teraz po księżach w Limanowszczyźnie i puszcza nabożnie łajdacki [nieczytelne], że ja gdzieś, kiedyś przy poprzednich wyborach źle się o księżach wyrażałem. A pcha się bestia szczególnie w rdzenny mój okręg mszański, widocznie ma taką instrukcję. Był tu w niedzielę i musiałem trzem ludziom mi życzliwym dość długo tłumaczyć, że nie trzeba go prać, bo to chcieli koniecznie uczynić. Oczywiście nie mogę zaręczyć, czy mu tego gdzieindziej nie zrobią, a wtedy dopiero mieliby przeciw mnie argument.
Streszczając krótko, zaczynam się powoli czuć w położeniu tego zająca, którego wśród najlepszych przyjaciół psy zjadły i zaczynam przychodzić do przekonania, że dwumandatowe okręgi u nas w Galicji na to wprowadzono, aby ludzi biednych bałamucić, a wszelkie łajdactwa ułatwiać. Mogą Cię wszyscy jak najbardziej kochać, ale ma być przecie dwóch posłów i każdy by chciał, aby drugim był jakiś jego sąsiad. Cała rzecz dla mnie teraz to pieniądze. Gdybym je miał, i to już teraz, przeszedłbym od razu. Zgłasza się do mnie bardzo wielu życzliwych a wpływowych ludzi ze wszystkich okolic, że chcą za mną pracować i jeździć. Muszę ich zbywać, jak mogę. Gdybym ich oferty zaraz mógł przyjąć, dać im na koszta i dać dyrektywy, co i jak mają gdzie robić, miałbym oba powiaty w garści i kto wie, czy w tym rozgardiaszu nie zdołałbym wprowadzić drugiego naszego. Bez pieniędzy boję się, że ci ludzie się obrażą, myśląc, że ich pomoc lekceważę i swoje usługi innym ofiarują. Jeśli więc możecie, dajcie pieniędzy, ale dajcie zaraz.
Łączę wyrazy czci i serdeczny uścisk dłoni
Józef Ptaś

Marian Starzewski do Jana Gwalberta Pawlikowskiego
Grybów, 24 V 1911 r.

Wielce Czcigodny Panie Prezesie!
Wczoraj i dziś zadecydowano w Jaśle wspólnie z p. Grabskim, że mam kandydować przeciw Jaworskiemu. Nie wiem, czy to dobrze wobec tego, że na wybór ten mamy tylko 6.000 i mój weksel na 4.000, podczas gdy na kandydaturę tę z nadzieją zwycięstwa potrzeba najmniej 20.000 Kor. Proszę więc we Lwowie sprawę raz jeszcze rozpatrzyć, aby honor i pieniądze nie poszły na marne
Cześć i pozdrowienia
Dr Marian Starzewski

Marian Starzewski do Ernesta Adama
Jasło, 4 VI 1911 r.

Kochany Erneście
Na długie pisania nie mam czasu — oświadczam więc krótko i jasno: Jeśli do wtorku 6–go b.m. rano nie przyszlecie do Jasła na ręce Baranowskiego lub moje kilku tysięcy koron na moją kandydaturę przeciw Jaworskiemu, względnie na obronę Głąbińskiego przeciw Bobrzyńskiemu, to we wtorek po południu kandydaturę moją cofam. Grabski, żądając ode mnie, abym tu kandydował, wiedział doskonale, że ja oprócz wekslu na 4.000 koron, z których jeden na 2.000 K. przed paru dniami posłałem Pawlikowskiemu, nic więcej dać nie mogę, oraz że bez znacznie większej kwoty, kandydatura moja jest niemożliwą. Jeśli mimo to do kandydowania zmusiliście mnie, to ponosicie teraz ponosić konsekwencje.
Ściskam Cię serdecznie
Twój Marian Starzewski

Dr Jan Dudziński do Jana Gwalberta Pawlikowskiego
Nowy Sącz, 8 VI 1911 r.

Jaśnie Wielmożny Panie Prezesie!
Pomimo naprzykrzania się listami z obowiązku notuję pogłoski i wiadomości, jakie do mnie dochodzą. Wczoraj w synagodze odbyło się zgromadzenie syjonistów, na którym Silbermann cofnął swoją kandydaturę. Cena: mandat dla Standa w Tarnopolu contra Gallowi. Dlatego Dulęba cofnął kandydaturę, bo traktowanie było już dawniej. Obecnie jeszcze rokowania mają się odbywać o mandat w Buczaczu. Nasz starosta  nic przeciw Bednarkowi nie poczyna. Natomiast starosta w Grybowie  jawnie popiera Cielucha, osobiście był oddać koncesję żydowi w Bobowej, partiami rozsyła legitymacje i karty zawiadamiając Cielucha dokąd karty wysłano. Cieluch natychmiast tam sam lub przez agitatorów się udaje i natychmiast karty wypełnia. Teraz mamy pogoń za wypełnionymi kartami, które wójtowie po wypełnieniu zatrzymują u siebie. Na razie nie piszę więcej, bo nie mam czasu.
Cześć i pozdrowienie
Dr Jan Dudziński

Marian Starzewski do Jana Gwalberta Pawlikowskiego
Kraków, 16 VI 1911 r.

Czcigodny Panie Prezesie!
Mandat w okręgu 24 Jasło, Gorlice itd. skradziono dla Jaworskiego, bo złodziejem nie kto inny, tylko cesarski namiestnik Bobrzyński. Kradzież odbywała się w ten sposób: do pokoju, w którym urzędowała komisja wyborcza przy urnie, wchodzili wyborcy, wpuszczani tylko pojedynczo przez dwa lub trzy pokoje, albo korytarz, przepełnione komisarzami, żandarmami, policjantami i hyenami Jaworskiego, który od wyborców, odprowadzanych przez swoich komitetowych do gmachu wyborczego, wezwani, chwili przejścia przez te ubikacje wyłudzali pieniędzmi, wymuszali groźbą najfatalniejszych następstw lub wprost wydzierali karty z moim nazwiskiem. W ten sposób skradziono mi w Grybowie 200, we Frysztaku, Strzyżowie i Pilznie po 100, a w Dębicy około 250 głosów. Oprócz tego, wymuszono ostatniej nocy przed wyborami od upitych lub przerażonych groźbami w całym okręgu około 300 głosów, do tego doliczyć trzeba jeszcze paręset głosów zdobytych dla Jaworskiego przedtem w ten sposób, że starości przez parę ostatnich dni od rana do późnej nocy wzywali do siebie po jednemu całe masy ludzi urzędników, profesorów, kupców i pod groźbą przenosin, utraty awansu, odebrania koncesji, zamykania sklepów, rewizji sanitarnych, nakładania podatków itp. wymuszali oddanie głosów Jaworskiemu. Kradzież ta na wielką skalę mogła być dokonaną dlatego, bo społeczeństwo nasze, nie wyłączając inteligencję, jest ciężko głupie i nieuświadomione, a moim zdaniem także dlatego, bo Głąbiński i nasi posłowie dotychczasowi nie mieli dość energii czy odwagi cywilnej, aby zniszczyć, wtedy kiedy to było możliwem, Rosnera, Stapińskiego, a obalić lub zachwiać przynajmniej Bobrzyńskiego, tego łotra Skałłona galicyjskiego, któremu podobnego z polskiem nazwiskiem Pod Kawkami  jeszcze nie było, a któremu tu w Krakowie dzielnie pomagają takie łajdaki jak: Leo, Jaworski i Tadeusz Starzewski. […]
Kończę wyrazami czci i poważania
Dr Marian Starzewski

Wszystkie listy pochodzą z przygotowywanej w naszym wydawnictwie książki o Janie Gwalbercie Pawlikowskim, jednym z prekursorów Narodowej Demokracji.

No comments yet.

Leave a Reply

CommentLuv badge